„Diety stają się współczesną religią. Bo cóż wszystkie religie robią? Dzielą świat na to, co święte, i to, co niedobre, brudne, złe i szkodzi. Tu sprowadzone jest to do żołądka.”
Tak pisze Paweł Droździak w najnowszym numerze moich ukochanych „Wysokich Obcasów Extra”. Miałam tego numeru nie kupować, dopóki nie skończę czytać poprzedniego, ale mój wzrok przyciągnął napis na okładce „SEKTY dietetyczne” (co najpierw mój mózg rozszyfrował jako seksy dietetyczne) i kupić musiałam.
Z wszelkimi dietami cud jest trochę jak z horoskopami, każdy znajdzie tam coś dla siebie. Masz zielone oczy i czytasz, że po zjedzeniu dużej ilości mięsa czujesz się ociężale? Albo niebieskie i okazuje się, że dobre jest dla Ciebie picie co najmniej 2 litrów wody dziennie? No rzeczywiście, myślisz sobie, coś w tym jest. To „coś” tak naprawdę można odnaleźć w zaleceniach do każdego koloru oczu, grupy krwi lub długości małego palca u stopy. Przecież nie chodzi o to, że to ma mieć sens. Chodzi o to, żeby móc w to uwierzyć.
Większość znanych diet odchudzających nie została poddana żadnym badaniom istotnym statystycznie potwierdzającym ich słuszność. Jednak wystarczy je ubrać w kilka mądrych słów, dodać dobrze wyglądające liczby z ładnym wykresem, przyda się jakaś znana twarz i koniecznie metamorfoza szarego Kowalskiego ze zdjęciami przed i po. I większość ludzi nie pyta o nic więcej. Bo już można uwierzyć.
95% osób będących na diecie, w przeciągu 5 lat od zakończenia diety, wraca do swojej wagi wyjściowej lub ta waga się jeszcze zwiększa. Albertowi Einsteinowi przypisuje się, że powiedział „Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów”. Patrząc na ilość osób będących na przeróżnych dietach odchudzających, śmiem twierdzić, że świat oszalał. Po przeczytaniu artykułu w WO, zaczęłam się zastanawiać o co tu chodzi. Dlaczego masa ludzi woli stosować się do zakazów i nakazów, które ktoś tam sobie wymyślił zamiast wziąć odpowiedzialność za swoje nawyki żywieniowe i odpowiednio je zmienić? I chyba właśnie o tą odpowiedzialność chodzi. Wydaje mi się, że o wiele łatwiej komuś ją oddać, bo później ewentualnie jest też na kogo zrzucić niepowodzenia. Wielu dieto-cudo-twórców obiecuje, że to właśnie jego wspaniała dieta przepędzi nie tylko nadmierne kilogramy, ale zapewni też miłość, bogactwo, szczęście i w ogóle wszystko. Taka dieta wyleczy z depresji, niepowodzeń miłosnych, samotności, lęku, stresu, itp., itd. Oczywiście, jedzenie ma na większość z tych rzeczy wpływ i może znacznie pomóc, jednak nie zastąpi świadomej pracy nad sobą. Tylko po co się nad sobą zastanawiać, jeszcze dojdzie się do jakiś wniosków i co wtedy? A przecież wiadomo, że to wszystko i tak wina glutenu!
Mój przyjaciel powiedział mi kilka lat temu, że mógłby stworzyć nową religię, bo to jest bardzo dobry biznes na lata. Teraz o wiele prostsze okazuje się stworzenie nowej diety.
Paweł Droździak kończy swój artykuł dietetyczną radą:
„(…) najlepszą dietą jest dieta człowieka racjonalnego. Jeśli kogoś lubisz, jadaj wspólnie z nim. Jeśli go nie lubisz, to z nim nie rozmawiaj. Z przyjaciółmi spotykaj się często. Pijcie piwo, smażcie steki i palcie cygara. Śpieszcie się być ze sobą, bo nikt nie wie, ile mamy czasu.”