Nie oszukujmy się, każdy z nas zna tę piosenkę. Co tam zna! Jestem pewna, że każdy chociaż raz w życiu się przy niej dobrze bawił. Ja się tego na pewno nie dam rady wyprzeć, bo istnieje film dokumentujący to, jak przebrana w strój black metalowca pląsam pełna radości do tego właśnie utworu. No cóż, już się pogodziłam z tym, że nigdy nie zostanę prezydentem i nie będzie mi dane przemawiać zaraz po Baracku Obamie.
Przypomnijmy sobie wspólnie ten wielki hit 2012 roku:
Tekst może wydawać się płytki, nie posiadający żadnego głębszego sensu. Ale zaznaczam, on może się taki wydawać. Bo ja ten sens odkryłam pewnego dnia, kiedy na festiwalu muzycznym czekałam w kolejce po mój ukochany chai. Spłynął na mnie (tak jak woda na Archimedesa i jabłko na Newtona), zrozumiałam i zaraz Wy też zrozumiecie. I nie chodzi tu o żadne „dodaj 3 litery, odejmij 4, zamień 2 i wyjdzie słowo Satan” – chociaż wtedy tłumaczyłoby to mój black metalowy outfit.
Otóż, otóż…
Piosenka „Ona tańczy dla mnie” jest o…. uważności! Tadam! Zauważcie, ona tu jest i tańczy dla mnie. Jest TU. Tu i teraz. I ta celebracja obecnej chwili jest najważniejsza. Nie ma nic ważniejszego ponad moment obecny, ponad to, że ona jest i tańczy.
Ja wiem, że to może być duży szok, że już nigdy nie usłyszycie tej piosenki tak, jak słyszeliście ją do tej pory. Ale to dobrze. Pamiętajcie, nawet „Ona tańczy dla mnie” może nas czegoś nauczyć.
A teraz pełni tej piosenkowej mądrości idźcie celebrować uważność. Jeśli interesuje Was ten temat możecie zajrzeć do wpisu o tym jak schudnąć i polubić zmywanie za pomocą uważności albo na bloga Oli, gdzie miałam ostatnio przyjemność otworzyć nową serię Uważność od podszewki.