To mogłaby być najkrótsza notka na bloga. Czy w Rzymie można żyć zdrowo? Można. Ale po co? Dziękuję, kurtyna.
W Rzymie spędziłam 5 dni. Przez te 5 dni zjadłam mnóstwo pysznych rzeczy, wypiłam morze cudownego wina, przytyłam 2 kilogramy i nie żałuję ani jednego grama. No, może oprócz tej ostatniej carbonary, która po prostu była niedobra, i która nauczyła nas, że jednak można zepsuć carbonarę (a ja wychodzę z założenia, że jak już grzeszyć, to tylko z pysznymi rzeczami). Gdybym musiała wybrać kuchnię, którą miałabym się żywić do końca życia, bez zastanowienia wybrałabym kuchnię włoską. Sami więc rozumiecie ile pokus na mnie czekało każdego dnia. I tym pokusom, i włoskiemu stylowi jedzenia poddałam się z przyjemnością. Śniadanie? Cappuccino i cornetto. Lunch? Góra makaronu. Kolacja? Najwcześniej o 21. Lodziki? Dobre o każdej porze, nawet o północy. Największym łącznikiem ze zdrowym stylem życia był ruch, bo chodzenia było na tyle dużo, że pobiłam swój krokowy rekord i jednego dnia zrobiłyśmy ponad 25 tysięcy kroków.
Na pewno nie jest to styl życia, który mogłabym prowadzić przez dłuższy czas. Tak naprawdę bardzo szybko zabrakło nam większej porcji warzyw i owoców, więc ratowałyśmy się bananami lub własnoręcznie zrobionym lunchem, gdzie połowa porcji była czymś zielonym lub czerwonym. Jednak uważam, że podróże są od tego, żeby próbować nowych smaków, trochę sobie odpuścić, pobyć na tych wakacjach nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Gdyby nie takie podejście, prawdopodobnie nie zjadłabym najlepszego w moim życiu tiramisu (co to było za tiramisu!), bo było już po 22. Byłabym przerażona, kiedy usłyszałam, że do dwóch wielkich kulek lodów mam dobrać jeszcze trzecią (a co to były za lody, aż mi się język zmęczył od ich lizania!).
Zdrowy styl życia na wakacjach? Pij wodę, jedz owoce i warzywa, dużo się ruszaj, ale przede wszystkim sobie odpuść. A później wracaj szczęśliwa do swoich nawyków, z jeszcze większą energią do ich zmiany i wdrażania.
Ja tak właśnie zrobiłam. Od powrotu od razu wskoczyłam w swoje zdrowe nawyki. Zaczynam dzień od szklanki wody z cytryną, jem prawie same owoce i warzywa, piję koktajle, chodzę na fitness. Wiem, że tych 2 kilogramów zaraz nie będzie. A smak lodów pistacjowych zostanie ze mną na zawsze.
I pamiętaj, we Włoszech istnieje tylko jedno poważne przestępstwo – picie cappucino po południu!