Robisz wszystko co w Twojej mocy, żeby zrzucić niechciane kilogramy, a waga wciąż stoi w miejscu, a w głowie ciągle pojawia się pytanie “dlaczego nie chudnę?”. Oto kilka pułapek myślowych, w które wpędzamy sami siebie, przez co sabotujemy proces odchudzania.
1. “Ale ja przecież nic nie jem”
To jedno z tych zdań, za które powinni dawać złotówki, za każdym razem, kiedy się je słyszy. Z moich obserwacji wynika, że bardzo często osoby, które to mówią, naprawdę tak myślą, przez to, że jedzą nieświadomie. Inną opcją jest to, że udaje im się przekonać samych siebie, że:
a) po 22 kalorie się nie liczą,
b) w samotności kalorie się nie liczą,
c) jak ma się coś wyrzucić i to się zje, żeby się nie zmarnowało, to kalorie też się liczą.
W Tłusty Czwartek też się nie liczą, jak jest smutno to w zasadzie liczą się jako ujemne. Ale poza tym to wiecie, mała kanapeczka rano, i tyle.
Rozwiązanie: W zasadzie rozwiązania są dwa. Musisz się przeprowadzić gdzieś, gdzie powietrze nie będzie takie kaloryczne, bo jak nic nie jesz, to tylko ono może być winowajcą. Druga opcja to świadome jedzenie. Najlepiej zacząć od prowadzenia dzienniczka żywieniowego i sprawdzenia ile tego “nic” codziennie pojawia się na talerzu.
2. “Naprawdę nic nie jem”
Żeby chudnąć, trzeba jeść. Niejedzenie kolacji albo co gorsza, niejedzenie śniadań, naprawdę nie jest najlepszym pomysłem. Wygłodzony organizm czuje się niespokojny, jak w czasie choroby lub wojny. Skoro nie wie, kiedy następnym razem zostaną zaspokojone jego potrzeby, woli zwolnić metabolizm i magazynować wszystko to, co może.
Rozwiązanie: zaplanuj posiłki i jedz regularnie. Wcale nie oznacza to, że musisz trzymać się jakiegoś idealnego planu jedzenia 5 posiłków dziennie. Nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby plan posiłków był dostosowany do Ciebie, Twoich możliwości ich przygotowania i zjedzenia. Jednak nie możesz pozwolić na to, że raz zjadasz tylko obiad w pracy, drugiego dnia przypomina Ci się tylko o śniadaniu, a następnego dnia zjadasz 4 posiłki. Pomyśl czy fajnie by było dostawać pensję z taką regularnością i przewidywalnością, z jaką dostarczasz pożywienie organizmowi. Raz wcale, raz dużo, potem znowu cisza. No i jak tu nie oszczędzać na czarną godzinę?
3. “Nie mam czasu, żeby się wyspać”
Co ma sen do odchudzania? Dużo. Brak snu to nie tylko irytacja i zmęczenie (już od tego wzrasta prawdopodobieństwo obżarstwa na poprawę humoru), ale też zawirowania hormonalne. Rośnie wtedy poziom greliny, czyli hormonu głodu, a wraz z nim, rośnie oczywiście apetyt. Co więcej, niewyspany organizm to organizm, który spala mniej kalorii w ciągu dnia.
Rozwiązanie: Wysypiaj się. Nie raz w tygodniu, w sobotę, ale regularnie. To tak jak z jedzeniem, regularność jest ważna, żeby Twój organizm wiedział, kiedy ma szykować się do snu, a kiedy do pobudki. Godzinę przed zaśnięciem zacznij się wyciszać, nie korzystaj z technologii, która emituje niebieskie światło i niepotrzebnie rozbudza Twój mózg. Kąpiel, książka, rozmowa – to na pewno ułatwi zaśnięcie.
4. “Boję się iść do lekarza, jeszcze wyjdzie, że coś mi jest”
Powodów, przez które trudno zrzucić kilogramy może być kilka, od insulinooporności, przez alergie i nietolerancje pokarmowe, aż do problemów z tarczycą. Nie jestem specjalistką pod tym względem, dlatego nie będę się rozwodzić na ten temat, chciałam jednak zasygnalizować, że również tutaj może leżeć problem.
Rozwiązanie: zgłoś się do lekarza i zrób potrzebne badania.
5. “Wybiegam to”
Zwiększenie aktywności fizycznej przy braku zmian w diecie na pewno nie przyniesie nic dobrego. Często spotykam się z myśleniem “zrobiłam trening, to teraz w nagrodę mogę zjeść coś niezdrowego”. Mówi się, że za sukces w odchudzaniu w 20% odpowiada aktywność fizyczna, a dieta w 80%. Sport jest oczywiście ważny, pozwala między innymi wymodelować sylwetkę i przyspieszyć metabolizm, ale nie może być wymówką do źle zbilansowanej diety.
Rozwiązanie: Jedz z głową i ćwicz z głową. Aktywnością fizyczną nie zastąpisz zdrowego odżywiania, ale na pewno mu pomożesz.
Czy pojawiają się u Was podobne myśli? A może zdiagnozowaliście innych myślowych sabotażystów?
Podpisuję się obiema rękami pod punktem 4. Ukryta alergia pokarmowa przez ponad 30 lat była przyczyną moich gwałtownych skoków wagi w obie strony.
Uśmiałam się w głos w kilku momentach, moje serce skradło zwłaszcza: “w samotności kalorie się nie liczą” 😀 Bardzo trafne spostrzeżenia, z takimi właśnie sabotażami (a także lawina usprawiedliwień) spotykam się w pracy ze Zmieniaczami. Dodałabym do tej listy jeszcze: “nic nie jadłam cały dzień, bo nie miałam czasu, to teraz zjem to wszystko na kolację” 😉 Ale to się nieco łączy z punktem nr 2.
te hasła mogłby być grą w bingo zawsze gdy koleżanki zaczynają rozmowę o odchudzaniu 😀
Przecież w Tłusty Czwartek pączki się nie liczą! 😀 Tylko problem jest w tym, że zbyt często urządzamy sobie taki tłusty czwartek. Ja uważam, że we wszystkim najważniejszy jest umiar i równowaga.
3 tygodnie temu odstawiłam słodycze i cukier, ale widzę, że przez to jem za dużo masła orzechowego, a to pewnie nie odbije się za dobrze na moim planie stracenia chociaż odrobiny tkanki tłuszczowej. Jeśli pójdę w bakalie, to też nie będzie tak dobrze, bo przecież w większości mają sporo cukru. Co robić, jak żyć? 🙁