Jeśli miałabym określić się czy jestem w Chodakowska Team czy Mel B Team to zdecydowanie wybrałabym tę drugą opcję. Najchętniej wybrałabym jednak opcję nr trzy pt. “Inne” i dopisałabym tam Tony’ego Hortona i program P90X3. Cała przygoda zaczęła się w lutym ubiegłego roku, od tego filmu:
Obejrzałam i postanowiłam spróbować. Z racji, że miałam wtedy dużo szkoleń w różnych miastach i ciągle byłam w rozjazdach, nie tak łatwo było trzymać się programu, a obiecałam sobie, że zrobię wszystko po kolei, tak jak sobie to Tony wymyślił. Zaczynałam więc, przerabiałam kilka pierwszych dni, wyjeżdżałam, jak wracałam to się rozleniwiałam, a jak znowu motywowałam się do ćwiczeń, to znowu zaczynałam od początku. Nawet jak sytuacja bycia w rozjazdach nieco się uspokoiła, to ciężko mi było utrzymać ten codzienny ćwiczeniowy plan. I tak to trwało, trwało, maksymalnie dochodziłam do połowy drugiego tygodnia i ciągle coś.
Do czasu!
W połowie grudnia stwierdziłam, że to tylko ode mnie zależy czy skończę ten program i że jeśli cokolwiek mi to utrudnia, to jest to moja własna głowa i moje przekonania. Zadziałało. Od tego czasu dzielnie codziennie ćwiczę, a moja motywacja ciągle rośnie. Do tego stopnia, że jak rano wstaję, to już nie mogę doczekać się ćwiczeń i tego, że będę mogła skreślić kolejny dzień z rozpiski (którą wydrukowałam i powiesiłam nad łóżkiem). Dodatkową nagrodą jest to, że rozpoczęłam drugi miesiąc, gdzie pojawiają się nowe zestawy ćwiczeń i każda taka niewiadoma tego, co mnie dzisiaj czeka, jest dla nie wielką przyjemnością i miłą niespodzianką. Widzę już pierwsze efekty, powoli zarysowują się mięśnie, wczoraj przy rozciąganiu pierwszy raz udało mi się złapać stopę, no i te endorfiny! Ważne jest też to, że dołączył do mnie również Mężczyzna (który czasami narzeka albo kopnie karton “bo głupi ten pilates”, ale dzielnie ze mną ćwiczy), a wczoraj namówiłam na ćwiczenia moją osobistą Mamę (która z kolei w ogóle nie narzekała, jak miała dość to udawały jej się świetne żarty i byłam z niej bardzo dumna, że się nie poddawała nawet wtedy, kiedy ja już ledwo dawałam radę).
Dlaczego Tony Horton i P90X3?
- uwielbiam jego poczucie humoru (czasami głupkowate, czasami wredne, ale trafia do mnie zdecydowanie bardziej niż “taaaak, dooobrze, świetnie ci idzie, tak dalej”)
- jest aż 16 różnych filmów (od ćwiczeń siłowych po jogę), dzięki czemu można zadbać o całe ciało, wzmacniając swoją siłę, elastyczność, koordynację
- każdy zestaw ćwiczeń to tylko 30 minut, tyle czasu w ciągu dnia jest w stanie znaleźć każdy
- dobrze dobrany zespół, bo za każdym razem ćwiczą jeszcze 3 osoby, które też mają swój aktywny udział i widać, że wszyscy dobrze się bawią. Na dodatek pokazują zmodyfikowane wersje ćwiczeń, dzięki czemu każde z nich można dobrać do swoich możliwości
- przez 90 dni nie muszę się zastanawiać co mam dzisiaj ćwiczyć, bo ktoś bardziej doświadczony przygotował dla mnie plan
Na dodatek, tak się wkręciłam w te ćwiczenia, że czasami chcę jeszcze więcej. Moim ostatnim odkryciem jest Cassey Ho z Blogilates. Różnorodność jej filmów sprawia, że zawsze znajdę coś dla siebie. Stałym punktem programu jest dodatkowe rozciąganie. A wisienką na torcie było dla mnie znalezienie tego filmu: