Już kilka razy zdarzyło mi się skrobać szyby samochodu, ale nie oszukujmy się, do świątecznej atmosfery i białego puchu to temu szronowi było daleko. Tak samo mi jest daleko do odczuwania, że Święta są tuż tuż, że już zbliżają się czerwone ciężarówki, a Kevin zaraz zostanie sam w domu. W tym roku bliskość Świąt najłatwiej mi odliczyć poprzez stale zwiększającą się liczbę poradników zakupowych na blogach oraz ilość zjadanych przeze mnie mandarynek. Co innego było w zeszłym roku. Cały grudzień szalałam, kupowałam tysiące półproduktów, aby każdemu móc podarować chociaż maleńki własnoręcznie wykonany prezent. Wiadomo, własnoręcznie przygotowane upominki to takie prezenty 2w1, bo nie dość, że prezenty, to jeszcze z dużą dawką serca. Pobić je może tylko jedno – jadalne prezenty, które już są w wersji 3w1, bo prezenty, bo z sercem, no i można je zjeść.
Przed Wami lista prezentów, które można przygotować w zaciszu własnej kuchni. Większość z nich jest banalnie prosta i od razu można przygotować je w turbo ilościach, dzięki czemu obdarujecie nawet największą rodzinę.
1. Masło orzechowe
Podpraż orzechy, zmiksuj, uważaj żeby nie spalić blendera, przełóż do słoika. Można kombinować z różnymi orzechami, z dodatkami kakao, cynamonu lub czego dusza zapragnie. Ja ostatnio jem namiętnie albo z bananem, albo w wersji świątecznej z pomarańczą. Patrząc na ilość osób cieszących się z promocji na masło orzechowe w Lidlu, śmiem twierdzić, że jest duża szansa na to, że będzie to trafiony prezent.
2. Granola
Mam wrażenie, że co drugi post piszę o tym jak bardzo kocham granolę lub własnoręcznie wyciskane soki, ale naprawdę tak jest. Aromatyczna granola, pełna orzechów, ziaren, suszonych owoców to 5 minut spędzonych w kuchni i 30 minut spędzonych w piekarniku (przez granolę, nie przez Was, nie wskakujcie na 3 zdrowaśki). Słoik pełen zdrowia i miłości.
3. Czekoladki
W wersji dla odważnych można bawić się w praliny. Prostszym i łatwiejszym pomysłem jest skomponowanie własnych czekoladek na bazie dobrej jakości gorzkiej czekolady. Taką czekoladę wystarczy rozpuścić w kąpieli wodnej, a następnie dać się ponieść fantazji i stworzyć własne kompozycje smakowe (może dodać solony karmel albo płatki chilli?). Taką dosmaczoną czekoladę trzeba później przelać do silikonowych foremek i odstawić w chłodne miejsce aż ponownie zgęstnieje. Personalizacja prezentu jest więc podwójna, bo po pierwsze, można zaszaleć z wariantem smakowym, a po drugie, można dopasować kształt czekoladek do obdarowywanej osoby (ja u siebie mam foremki w owoce, kaczuszki, serca, kwiaty i usta, ale niewiele brakowało, żebym kupiła też te w dinozaury).
4. Gorąca czekolada
To jest taki prezent na trudne zimowe wieczory. Do słoika wystarczy wsypać dobrej jakości mieszankę do robienia gorącej czekolady lub stworzyć własną, dodać 2 kostki czekolady, garść marshmallows i oddać słoik w dobre ręce, aby czekał na lepsze/gorsze czasy. Później wystarczy zalać gorącym mlekiem i już można odzyskać wiarę w ludzkość.
5. Chałwa
Oto moje najnowsze odkrycie. Pamiętacie przepis na masło orzechowe? Tutaj wszystko działa tak samo, tylko robi się to z sezamem, czyli trzeba go uprażyć i zmiksować. Później dodać trochę miodu, można pokusić się też o jeszcze jakieś dodatki (u mnie np. były to pistacje), wymieszać, uformować, odczekać, i tyle. U mnie w domu zniknęła tak szybko, że ledwo zdążyłam zrobić zdjęcie.
6. Pieczone orzeszki z miodem i wędzoną papryką
Ten przepis podpatrzyłam u Jamiego i okazał się strzałem w 10. Mój tata cały czas się dopytuje kiedy znowu zrobię te orzeszki, więc na pewno w tym tygodniu udam się na poszukiwania wędzonej papryki. Cały przepis zamieściłam tutaj, więc nie będę się powtarzać. W takiej wersji smakują cudownie, ale można poszaleć także z innymi przyprawami.
7. Pierniczki
Przyznam się, że pierniczki to moja pięta Achillesowa. Do tej pory najlepiej wyszły mi te, które upiekłam będąc na Erasmusie, i to tylko dlatego, że korzystaliśmy z gotowego ciasta z Ikei. Na szczęście jest Hania, która piecze cudowne pierniczki (a jaki robi tort z malinami!) i która dzieli się później tymi pierniczkami.
2 lata temu wracałam ze spotkania z Hanią, w torbie miałam już piękne zapakowane pierniczki. Czekałam na autobus pod Dworcem Centralnym, któremu jakoś nie spieszyło się, żeby przyjechać. Nagle na przystanku pojawił się bezdomny, który krążył pomiędzy ludźmi, o coś ich prosząc. Ludzie w większości ignorowali go i odsuwali się z obrzydzeniem. W końcu przyszła kolej na mnie.
– Przepraszam, poratuje pani groszem?
– Niestety nie… ale mogę poczęstować pana pierniczkiem.
-A to poproszę.
Odpakowałam pierniczki, poczęstowałam pana.
-Dziękuję bardzo. I życzę pani największego pierniczka na świecie.
I oto, Kochani, jest magia Świąt. I jadalnych prezentów. A wy jaki jadalny prezent najbardziej chcielibyście dostać?
PS. Pozostając w temacie Świąt i jedzenia, jutro będę gościem webinaru u Justyny Markowskiej z bloga Fabryka Zdrowia. Będziemy mówić o tym jak nie przytyć w Święta. Wciąż jeszcze można się zapisać. Wystarczy kliknąć tutaj.
Uwielbiam dostawać takie jadane prezenty. Sama pewnie najbardziej ucieszyłabym się z zestawu jakiś nietypowych żarełek.
Zgadzam się z Tobą:) Sama kilka lat temu zrobiłam masło orzechowe dla szwagra, później świąteczną nalewkę i obdarowałam najbliższych, a w zeszłym roku granolę. W tym roku pierniczki już czekają, ale chcę jeszcze zrobić mieszankę karmelizowanych orzechów;)
Uwielbiam takie “zjadliwe” prezenty!