Ostatnio z olbrzymią przyjemnością czytam na blogach wpisy o ulubieńcach miesiąca. W wielu z nich mogę znaleźć sporo inspiracji i motywacji do odkrycia nowych rzeczy. I tak na przykład Evelina zachęciła mnie do obejrzenia filmu The Man From U.N.C.L.E, a Kasia rozbudziła we mnie chęć ponownego przeczytania Jeżycjady oraz sięgnięcie po nowsze wydania, których jeszcze nie znam. Pojawiła się we mnie chęć, żeby podzielić się z wami moimi ulubieńcami. Może kogoś też uda mi się zainspirować.
Oto moi ulubieńcy października:
1. Lista rzeczy do zrobienia – Dobrze Zorganizowana
Przybyła do mnie wraz z pierwszym pudełkiem od Skills Box i doskonale mi się sprawdza do wieczornego układania listy rzeczy na następny dzień. Przed położeniem się do łóżka wpisuję wszystkie rzeczy do zrobienia, a rano je przeglądam i już nie muszę się zastanawiać CO mam zrobić, wystarczy tylko wybrać OD CZEGO zacząć. Poza tym wiadomo jak wielka jest przyjemność odhaczania kolejnych punktów z listy. A sam notes jest tak poręczny, że mogę go wszędzie ze sobą zabrać (co bardzo ułatwiło mi ostatnio organizację).
2. Bluzka w ptaki – Drops
Ach, zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Nie mogłam się doczekać, kiedy do mnie dotrze, a kiedy wreszcie przyniósł ją mój Ulubiony Pan Kurier (który zawsze bardzo się cieszy, kiedy mu mówię, że przynosi mi najfajniejsze paczki), zakochałam się po raz drugi i teraz jest jedną z najczęściej zakładanych przeze mnie rzeczy.
3. Koszula Łowiczanka – Mustasz
Koszule to chyba moja największa zakupowa słabość. W moim świecie nie istnieje coś takiego jak zbyt duża ilość koszul (to jest dowód na olbrzymią siłę genów, na pewno mam to po tacie, który jest posiadaczem największej ilości koszul w naszej rodzinie). Do Łowiczanki zaprowadziły mnie internety, a dokładnie Jan Favre, który zaprezentował cudną stylizację Pauli Jagodzińskiej. Znowu przepadłam, miłość od pierwszego i te sprawy, już wiecie o co chodzi. Na koszulę naczekałam się swoje, bo aż 1,5 miesiąca, no ale jak kocha to poczeka, a ja pokochałam, więc czekałam (i się szczęśliwie doczekałam).
4. Młodość – Paolo Sorrentino
Jest to ulubieniec najnowszy, bo film widziałam wczoraj. Co to jest za film! W tym roku tak bardzo zachwycił mnie tylko Whiplash, a było to dawno, bo na początku stycznia. Młodość składa się z tysiąca małych przepięknych perełek, zdjęć, dialogów, scen, które mogłyby z powodzeniem oddzielnie funkcjonować. Bogate i pełne wyrazu postacie, nawet te, które pojawiają się na ekranie tylko na chwilę. Sorrentino pozwala rozgościć się w filmie, dać nim poodychać, pozwolić zaufać, po czym kopie prosto w serce, żeby za chwilę przywrócić błogość jaką daje obcowanie z tym filmem. Wydaje mi się, że to ten rodzaj filmów, który można oglądać setki razy i za każdym razem odkryć w nim coś nowego. Polecam bardzo, bardzo.
5. Life is Strange – Square Enix
Moim ulubionym gatunkiem gier są przygodówki, a Life is Strange jest dla mnie przygodówką jedyną w swoim rodzaju. Tata śmiał się ze mnie, kiedy z przejęciem wpatrywałam się w telewizor i wcale mu się nie dziwię, bo pewnie też bym się z siebie śmiała, gdyby nie to, że byłam akurat zajęta graniem. Gra jest zbudowana jak serial, w którym sterujemy główną bohaterką. I pozwala na coś, o czym pewnie marzyła większość z nas – pozwala cofać czas. Jakaś sytuacja rozegrała się nie tak jak powinna? Hops, cofamy czas i podejmujemy inną decyzję. Jednak idealnie sprawdza się tu powiedzenie: “uważaj o co prosisz, bo możesz to dostać”. Scenariusz jest szalenie wciągający, gra ma mnóstwo smaczków. Tydzień temu wyszedł jej ostatni odcinek i już się nie mogę doczekać zakończenia tej gry.
Bardzo długo szukałam idealnego przepisu na granolę, w końcu przepis ten stworzyłam sama, dodając do mieszanki to, co lubię najbardziej. Rano nie muszę się zastanawiać na co mam ochotę, bo mam wszystko w jednym słoiku. Cudownie smakuje, cudownie chrupie (a wiadomo, że chrupiące smakuje bardziej) i jest cudownie zdrowa. Bardzo dbam o to, żeby zawsze był chociaż jeden słoik w zapasie, po czym pędzę do sklepu po składniki na kolejne dwie blachy granoli.
Dopóki nie zapoznałam się z tą szczotką, nie wiedziałam, że rozczesywanie włosów może być aż taka przyjemnością. Jest absolutnie cudowna i warta swoich pieniędzy. Dla mnie to Porsche wśród szczotek i nie mam ochoty przesiadać się już na inne modele. Kiedyś rozczesywanie mokrych włosów zajmowało mi prawie tyle samo czasu, co ich umycie. Teraz jest to kwestia kilku chwil. Ostatnio zachwalałam moje różowe cudo na imprezie, płeć żeńska zachwycała się razem ze mną, a panowie siedzieli i nie rozumieli (lub próbowali zrozumieć na swoich krótkich włosach).To niesamowite, że już wiele lat temu polecieliśmy na Księżyc, a dopiero niedawno powstała szczotka, która nie ciągnie włosów.
Szczotkę też mam i chwalę sobie! 🙂
Bardzo fajna bluza. Widziałam cię w niej w ostatnim filmiku na YouTube :). Szacun za koszule, dla mnie ich noszenie to koszmar. Słyszałam o tangle teezerze i jest jeszcze Wet Brush. Muszę teraz kupić nową szczotkę i na pewno zdecyduje się na jedną z nich, ale jeszcze nie wiem którą 🙂
Piękna koszula! <3 Idę szukać takiej w sieci 🙂
jako posiadaczka kręconych włosów po wielu nieudanych szczotkach trafiłam na tangle teezer. czesanie wreszcie stało się całkiem przyjemnym zajęciem 🙂 choć początkowo przeszkadzał mi w niej brak rękojeści.
Młodość to najlepszy film, jaki widziałam w tym roku. Pokazuje wszystkie możliwe ludzkie emocje i wzbudza też je w widzach. Ja się na koniec wzruszyłam, a nie zdarza mi się to często.
O takiej łowickiej koszuli marzę od jakiegoś czas i chyba już mi blisko do jej zakupu. 🙂