Ile razy zdarzyło się Wam uzależnić swoje samopoczucie od Liczby? Jeśli Liczba spełnia oczekiwania, to wszystko jest dobrze. Jeśli okaże się zbyt duża, cały dzień można spisać na straty. Nie mówię tu oczywiście o wyciągu z konta, ale o wadze.
Czasami traktuje się ciało jakby waga była jedyną wytyczną tego, czy jest ono zdrowe i w dobrej kondycji. Nikt jakoś nie próbuje zmieniać swojego wzrostu, rozciągać się na średniowiecznych narzędziach tortur (pamiętam takie z bajki o Flinstonach), ale wagę traktujemy jak coś, co możemy modyfikować do woli. Na jakiej podstawie? Bo tak sobie wymyśliliśmy. Z jakiegoś powodu przypisaliśmy Liczbie w naszej głowie (i nie ma tu znaczenia czy jest to 50 czy 80) wszystko to, co związane jest ze szczęściem, miłością, satysfakcją z życia, udanym życiem towarzyskim, przyjemnością z zakupów, akceptacją siebie. Nie tędy droga. Pewnych aspektów dotyczących naszego ciała nie da się zmienić. A wiecie co da się zmienić? To jak myślimy i jak się zachowujemy (i to bez efektu jojo!). Wyobrażacie sobie, że dla niektórych kobiet waga jest ważniejszym czynnikiem samooceny niż praca czy rodzina? Daliśmy wadze magiczną moc dyktowania nam tego jaka jest nasza wartość (oczywiście odwrotnie proporcjonalna do wyświetlającej się Liczby)
Warto pamiętać, że jest też różnica pomiędzy najniższą osiągalną wagą a najniższą wagą możliwą do utrzymania. Ta pierwsza to waga, przy której przestaje się chudnąć, ale utrzymanie jej przez całe życie jest raczej niemożliwe. Ta druga to waga, którą da się utrzymać przy rozsądnym odżywianiu i systematycznej aktywności fizycznej. Obie te wagi są już zaprogramowane w nasze ciało, dlatego tak ważna jest jego świadomość i wsłuchiwanie się w jego reakcje.
Jeśli już chcecie coś mierzyć, lepiej wybierzcie centymetr i mierzcie obwód różnych części ciała. Jeśli nadal chcecie się ważyć, nie róbcie tego obsesyjnie kilka razy dziennie. Daną wagę traktujcie tylko i wyłącznie jako jedną z informacji pomocną w odchudzaniu i wprowadzaniu zdrowego stylu życia. Celem nie powinna być Liczba. Przecież chodzi o coś więcej. Zmieniając myślenie na ten temat, ciało dostosuje się do tego myślenia. Trzeba mu tylko na to pozwolić i nie stwarzać sobie niepotrzebnych barier.
Ja nie potrzebuję wagi żeby wiedzieć jak się czuję, jak ćwiczenia wpływają na moje ciało i jak wpłynęło na mnie to, co zjadłam w poprzednich dniach. Z ciałem naprawdę można się zaprzyjaźnić. I to bez żadnych elektronicznych pośredników.
Drogie Kobiety! Pamiętajcie, jesteście piękne i niezwykłe. W każdej z Was drzemie Piękna Super Bohaterka. Wiem co mówię, w końcu też nią jestem.
A na koniec chcę się z Wami podzielić cudowną kampanią Dove. Wzruszam się za każdym razem, kiedy ją oglądam.
Ja się nie ważę, bo po co się niepotrzebnie dołować? xD A poza tym waga i tak często się zmienia, więc nie ma co aż tak się na niej skupiać. 🙂
Ale piękny film! Dziękuję Ci za niego :))
Trenuję taki sport, że wagi muszę pilnować. Kiedyś ważyłam się codziennie nawet poza sezonem. Masakra. Teraz totalnie o tym nie pamiętam i potrafię wejść po 2 tygodniach na wagę, a waga stale tą samą wagę pokazuje. 🙂 A jak spadnie kilo to jestem na siebie zła. Teraz jest idealna
Zgadzam się z mierzeniem się w obwodach. Po urodzeniu dzieci tak najszybciej mierzyłam swój spadek wagi, choć czasem kg mówiły co innego. Teraz staram się za często nie wchodzić na wagę. Tylko tak kontrolnie, nie dla obsesyjnego sprawdzania 🙂
Od razu lepiej się poczułam. Dziękuję. 🙂
Nie waż poczucia własnej wartości 🙂 Zgadzam się i to samo powtarzam swoim klientom. Warto pamiętać, że każdy z nas ma w swoim ciele zapisaną swoją najlepszą wagę (nasze ciało czuje się z nią najlepiej) a my niestety często nie potrafimy tego zaakceptować…
Ja nawet nie mam wagi w domu. Zresztą mierzyć też się nie mierzę. Moje ciało waży i mierzy tyle, ile chce, i dla mnie jest najpiękniejsze 🙂